Te myśli często przewijają się ostatnio przez moją głowę.
Nie znoszę takich sytuacji, na które nie mogę nic poradzić.
Nie znoszę takich sytuacji, kiedy widzę, że wszystko to co, sądziłam o danej osobie mogę sobie „wsadzić”.
Nie znoszę kiedy ktoś mówi, że zależy mu na mojej opinii, po czym ignoruje to co mówię na zmianę z obrażaniem się.
Nie znoszę być rozczarowana i zniesmaczona ludźmi, których uważałam za wartościowych.
Nie znoszę tego wszystkiego…bo to boli. Jak chyba każdy zawód na drugim człowieku.
Tracę dobrego znajomego. Tracę go nie z czyjejkolwiek winy, ale przez jego życiowe wybory i zmiany jakie dokonują się w jego charakterze. Zmiany gwałtowne i niekiedy o 180 stopni.
Po raz kolejny w moim życiu dzieje się tak, że to co wiedziałam o danej osobie wydaje się zbiorem, który należałoby umieścić w kategorii „może i kiedyś było, ale za cholerę nie wróci”.
Nie jest mi łatwo to wszystko w sobie ogarnąć.
Ciągle szukam swojego miejsca we Wrocławiu. Niezbyt idzie mi odnajdywanie się tu. Mam kilka „miłych” punktów ale żaden nie jest „tym moim”. Choćby takim na początek.
Jest tu jednak pewna osoba, która bardzo stara się mi pomóc i sprawić mi radość. Nie musi mi przychylać nieba, wystarczy, że chce jej się mnie słuchać, próbuje zrozumieć moje wady i wątpliwości, a co najważniejsze – zawsze stara się znaleźć dla mnie czas. To pomaga. Bardzo pomaga.
W życiu tak to już chyba jest, że coś tracimy i coś zyskujemy.
Tracę dobrego znajomego, bo endorfiny, hormony i sperma zalały mu mózg. Nie bronię mu szczęścia, ale po tym jak się przy naszym ostatnim spotkaniu zachowywał – niezbyt chcę go widzieć. Poziom „miłosno-seksowego zaślepienia” sięgnął braku szacunku dla poglądów innych (m.in. moich).
Za to, powoli chyba zyskuję poniekąd bratnią duszę, której chce się mnie słuchać i ze mną spotykać. Która jest szczera i mówi mi co myśli nawet wtedy, kiedy okazuje się to niezbyt miłe. To w niej cenię. Poza tym, działa na mnie uspokajająco. Po spotkaniach z nią nabieram odrobiny wiary, że wszystko się ułoży, a to co złe w moim życiu niedługo się odmieni.
K. – Dziękuję Ci.
19 Komentarzy
Comments feed for this article
7 listopada 2010 @ 23:52
kocikzielony
Ech… kiepsko to brzmi. To fakt, ale rację masz pisząc, że tracąc coś, często coś zyskujemy. Nie zawsze w wersji 1:1, ale natura nie lubi próżni. Trzymam więc kciuki za bratnią duszę i „zabliźnianie z bliźnim” 🙂
I mam nadzieję, że Wrocław Cię przygarnie, albo Ty przygarniesz to miasto, byś choć odrobinę lepiej się w nim poczuła… Za to też trzymam kciuki 🙂
I uśmiecham się do Ciebie 🙂
7 listopada 2010 @ 23:55
marakyo
Dziękować nie mogę, żeby nie zapeszyć.
Za to mogę szczerze odwzajemnić uśmiech.
Oby i los odwzajemnił te nasze „twarzowe rozpromienienie” 😉
7 listopada 2010 @ 23:57
kocikzielony
Nie no oczywiście… żadnego zapeszania 🙂 Ale miejmy nadzieję, że uśmiech promienny zagości na dłużej na Twoim obliczu 🙂
7 listopada 2010 @ 23:58
marakyo
:*
8 listopada 2010 @ 00:02
kocikzielony
I tym optymistycznym akcentem życzę Ci dobrej nocki i kicam spać, bo pobudka pracowa zbliża się taaaaaaaaaaakimi dużymi krokami 😉
8 listopada 2010 @ 00:05
marakyo
Sałatkowych snów 😀
i miłego dnia jutro 🙂
8 listopada 2010 @ 00:07
kocikzielony
Dziękuję moja droga 🙂 I wzajem 🙂 Póki co idę się opatrzyć, bo niespodziewanie dla nikogo rozkwasiłam sobie palec o po-prababciowe krzesło. Sirota ze mnie czasami 🙂
8 listopada 2010 @ 08:49
Widmowy
Znalezienie takiego „swojego” kąta w nowym mieście nie jest łatwe. Jak kilka lat pomieszkasz to w końcu znajdziesz (albo i nie). Jednak nie ma się czym aż tak przejmować. Chyba, że w ogóle nie polubisz Wro.
Co do ludzi – cóż… odejście bliskiej osoby boli. Jednak nic na siłę i generalnie w życiu trzeba być gotowym na to, że nic nie trwa wiecznie. Jak śpiewał Peter Steele „Everything dies”. Kiedyś lubiłem jego zespół ToN, jednak umarł dla mnie w pewnym momencie, zanim sam Peter umarł ostatecznie. Dlatego, że też zmienił swoje wartości o 180 stopnie, przeszedł na drugą stronę. Każdy ma do tego prawo jednak to co zrobił w przeszłości jakby traci na znaczeniu, staje się oszustwem. Oczywiście PS-a nie znałem osobiście i nie można tego aż tak bardzo porównywać do Twojej sytuacji, ale jakby pewna analogia jest.
Pozdrawiam serdecznie.
8 listopada 2010 @ 10:09
marakyo
Ogólnie lubię Wrocław jako miasto, tylko czuję się tu trochę obco.
Co do znajomego – wiem, że nic nie może trwać wiecznie. Szkoda tylko, że kończy się to zawodem
Pozdrawiam!
9 listopada 2010 @ 19:17
Nnyv
Wydaje mi się, że nigdy nie widzimy całości. Kto wie, może kiedyś okaże się, że wyszło Ci to w gruncie rzeczy na dobre? Masz rację.
Jednak póki co ja również uśmiecham się grzewczo 🙂 i posyłam pozytywne fale. A przecież najlepiej, gdy jest źle i dobrze, bo kiedy jest tylko dobrze, to niedobrze 😉
9 listopada 2010 @ 22:13
marakyo
🙂
oby było dobrze…
miło znowu Cię tu widzieć ^^
10 listopada 2010 @ 14:43
wampirka
:*
10 listopada 2010 @ 21:24
marakyo
^^
10 listopada 2010 @ 15:22
Nnyv
I mnie miło znów tu gościć 😉
Przejrzyj pocztę 🙂
10 listopada 2010 @ 21:26
marakyo
Właśnie widzę 🙂 Przeczytam wieczorkiem późniejszym. Na razie rozpakowuję rzeczy z plecaka 🙂 Nie ma to jak zawitać do ukochanego.
11 listopada 2010 @ 21:23
Nnyv
Ego te absolvo 😉
14 listopada 2010 @ 11:06
marakyo
czuję się rozgrzeszona ;D
13 listopada 2010 @ 16:21
asiaczi
ehh,skąś to znam. też straciłam kiedyś dwie najlepsze przyjaciółki,później kuzynkę która również była mi bliska.. 😦
14 listopada 2010 @ 11:09
marakyo
Mnie już przechodzi ten „pierwszy zawód”.
Chociaż i tak nie jest miło.