Wieczór kompletnie „randomowy” pod względem muzycznym, ale dzisiaj mój foobar jakimś dziwnym trafem co jakiś czas puszcza mi piosenki Andrzeja Zauchy. Bardzo lubię jego głos. Jest taki ciepły.
Za oknem znowu deszcz. Drzewami miota wiatr, rowerzyści przyspieszają z nadzieją, że może nie zmokną bardzo.  Szare niebo i jeszcze nie włączone uliczne latarnie sprawiają, że cały ten „półmrok” zdaje się „wlewać” przez okno do mojego pokoju.
Po juwenaliach zakiełkowało w mojej głowie myślenie. Myślenie o zmianach życiowych. Niestety, jestem zbyt wielkim tchórzem żeby którykolwiek z pomysłów tak naprawdę zrealizować. Trochę szkoda…

„Przed-urodzinowych” prezentów przybywa. Śmiesznie w tym roku to wszystko wychodzi. Tak na dobrą sprawę, to zaginęło oczekiwanie na urodziny. Słonecznikowa filiżanka – jeden z prezentów „przed-urodzinowych”  jakimś cudem sprawia, że się uśmiecham. Może dlatego, że słoneczniki podnoszą mnie na duchu.

Mruczenie przenika delikatnie muzykę płynącą z głośników. Ono ma swój własny rytm, ciepło. Te grzechoczące dźwięki generuje dokładnie to zwierzę:

Wabi się Kita i zadziwia mnie coraz częściej. Zaczynam wierzyć w teorię, że koty wyczuwają nastroje swoich właścicieli. Mam wrażenie jakby chciała mnie pocieszyć. Jakby wiedziała o czym myślę. Przeważnie mnie ignorowała, a od dwóch dni nie odstępuje mnie na krok. Czyżby naprawdę umiała czytać w myślach?